Po 5 latach od wykrycia pierwszego przypadku ASF spadła liczba zakażeń w regionie
W czerwcu ognisko pojawiło się np. w Meklemburgii, co poskutkowało utylizacją 3,5 tys. świń. "Początkowo z ASF dobrze radzili sobie Czesi, ale obecnie także i tam jest on spotykany. Specjaliści z sąsiadujących regionów współpracują ze sobą, aby lepiej radzić sobie z tą chorobą" - powiedział Król.
Dodał, że redukcja populacji dzików w ramach planowych polowań oraz odstrzału sanitarnego prowadzonego przez myśliwych jest najskuteczniejszą metodą walki z wirusem. W lasach poszukiwane są także padłe dziki, które nadal mogą być źródłem ASF. Wszystkie te działania po pięciu latach przynoszą efekty.
"Polska jest ewenementem w skali Europy, jeśli chodzi o determinację do walki z ASF. Na przykład koło łowieckie dostaje pieniądze za każdego odstrzelonego dzika. Oprócz tego są też te odstrzały sanitarne ekstra płatne dla myśliwych. Są też możliwości otrzymania premii za znalezienie martwego dzika, więc tutaj Polska nie szczędzi środków na to, ażeby wspomagać wszystkie te formy walki z rozprzestrzenianiem się choroby" - mówił Zdzisław Król.
"Po raz pierwszy się do nas wkrada optymizm. Najgorszym okresem był ubiegły rok. Jeżeli chodzi o ilość ognisk u dzików był to rok rekordowy – stwierdzono 1082 ogniska ASF u dzików. Od stycznia 2020, kiedy najpierw ognisk było 56, potem coraz więcej, szczyt nastąpił w tamtym roku. Od połowy ubiegłego roku obserwujemy spadek liczby ognisk u dzików, z tendencją do stabilizacji. Teraz, od stycznia tego roku, mamy tych ognisk 114. Dynamika zakażeń wirusem ASF u dzików spadła. Głównie dlatego, że spadła populacja dzików" - powiedział PAP Król.
Zaznaczył, że jest jednak ostrożny, jeśli chodzi o przewidywania dotyczące rozwoju choroby. Dodał, że spadek liczby zachorowań można uznać za sukces.
"Są kraje, które też sobie z tym nie mogły dać rady, na przykład w Hiszpanii zlikwidowano całą hodowlę w gospodarstwach indywidualnych i przeniesiono ją do dużych ferm prowadzonych przez korporacje. I w tej chwili są potęgą w produkcji wieprzowiny. Eradykacja ASF w Hiszpanii trwała 30 lat i dotyczyła tylko świń, ponieważ dziki nie były w tym kraju rezerwuarem wirusa ASF – jak to jest na naszym terenie" - powiedział Król.
Jego zdaniem walka z wirusem jest ważna, ponieważ jego występowanie blokuje eksport wieprzowiny. Przyznał, że występowanie ASF odbiło się na liczbie hodowanej na Dolnym Śląsku trzody chlewnej. "W 2020 roku było 1500 czynnych gospodarstw, gdzie hodowano 300 tys. sztuk świń. To niewiele w porównaniu np. z Wielkopolską. Na tę chwilę mamy niespełna 600 gospodarstw, utrzymuje się w nich niespełna 150 tys. sztuk. Duże fermy w dalszym ciągu funkcjonują, natomiast posypały się te małe. Jednak w tamtym roku, mimo że mieliśmy ponad tysiąc ognisk u dzików, to odnotowaliśmy tylko jedno ognisko u świń" - wyliczył Król.
Teren skażony występowaniem wirusa ASF oznaczany jest na mapie kolorami. Czerwony oznacza potwierdzone przypadki ASF u świń lub u świń i dzików, różowy to obszar występowania ASF tylko u dzików, a niebieski – przylegający obszar ochronny. Dlatego wznoszone są ogrodzenia, które mają za zadanie ograniczyć inwazję tego wirusa w głąb województwa.
Jak powiedział Król, stabilizacja sytuacji epizootycznej w zakresie ASF może stanowić argument dla Komisji Europejskiej w zakresie zwalniania obszarów z restrykcji. "Zniesienie przez Komisję Europejską ww. obszarów, a więc i restrykcji na nich obowiązujących, jest możliwe w przypadku potwierdzenia tam braku zakażeń wirusem ASF u świń lub dzików. Ogrodzenia – przez fakt utrzymywania zakażeń wirusem ASF u dzików na wygrodzonym terenie - są więc pomocne w eradykacji tego wirusa i przez to mogą stanowić argument dla KE" - tłumaczył.
Poinformował, że obecnie na terenie Dolnego Śląska są dwa ogrodzenia, oba o długości kilkudziesięciu kilometrów. Nie dają one stuprocentowej ochrony, m.in. dlatego że spacerowicze chodzący po lasach bywa że nie zamykają za sobą specjalnych bram. Według Króla znaczenie płotu jako bariery ograniczającej migrację dzików widać np. po zaporze na granicy z Białorusią. "Oczywiście ogrodzenie to spełnia zupełnie inne zadania, ale doskonale widać, że wzdłuż tego płotu praktycznie nie ma już ASF" - powiedział Zdzisław Król.
Jak podkreślił, "w działaniach zapobiegających szerzeniu się wirusa ASF jest kilka filarów, m.in. bioasekuracja, czyli wszystkie działania, które powinien podjąć hodowca, by zabezpieczyć swoje gospodarstwo, w którym utrzymuje świnie, przed wniknięciem wirusa do tego gospodarstwa, czyli wydzielone pomieszczenia, ochrona przed kontaktem z dzikimi zwierzętami, ogrodzenia, maty dezynfekcyjne, zachowanie higieny poprzez zmianę odzieży, i tak dalej, i tak dalej". "Ale istotne są też kwestie dotyczące żywienia, jak korzystanie ze sprawdzonej paszy, niewykładanie w chlewni ściółki zebranej z pól i łąk, na których mogły przebywać dziki. Oprócz tego stosujemy bioasekurację również w odniesieniu do myśliwych" - wymienił Król.
Afrykański pomór świń to choroba wirusowa, którą cechuje wysoka śmiertelność. Po raz pierwszy została zaobserwowana w 1910 roku w Kenii. W Europie pierwszy przypadek zarejestrowano w 1957 r. w Portugalii, skąd choroba rozprzestrzeniła się, m.in. do Hiszpanii, Francji czy Włoch. Rozwój choroby obserwowano też w XXI wieku, np. od 2013 r. występowała na Białorusi. Najpewniej stamtąd zarażone dziki przeszły na Litwę i Ukrainę. Pierwsze przypadki ASF w Polsce zarejestrowano na początku 2014 r. Pierwszy przypadek ASF na Dolnym Śląsku pojawił się w listopadzie 2019 r., wcześniej chorobę zaobserwowano w województwie lubuskim. W 2020 r. w woj. dolnośląskim potwierdzono 56 ognisk ASF u dzików, a w Lubuskim ok. 2 tys. (PAP)
autor: Michał Torz
mt/ malk/ amac/